sobota, 23 lipca 2016

Paparazzi

Dzisiaj napiszę trochę o zjawisku, które momentami mnie bardzo śmieszy, a momentami przeraża. Jako aktywny użytkownik mediów społecznościowych, jak facebook i instagram, obserwuję często strony poświęcone parentingowi i edukacji. Podglądam również inne blogi rodzicielskie, niektóre są ciekawe, inne wymuszone na bycie fajnymi, inne nudne jak flaki z olejem. Jak sami pewnie wiecie, ilość zdjęć dzieci, na jakie można się na tego typu stronach natknąć, jest ogromna. Czasem jest ich tyle, że jedna z moich znajomych stwierdziła, że- cytat- "rzygam dziećmi". Sama ostatnio prawie rzygałam, jak zobaczyłam pewną mamuśkę, ale po kolei...

Pojechaliśmy sobie w zeszłą sobotę nad jezioro. Spacerowaliśmy promenadą, zaliczyliśmy molo, kierunek ustawiliśmy na plac zabaw, by Prezesowa mogła się wyszaleć. Szalała, szalała, wygłupiała się ze swoim tatą, ja natomiast oddawałam się swojemu hobby- czyli obserwacji innych ludzi. Taki ze mnie socjolog z zamiłowania. W pewnej chwili moja uwagę przykuła- na pierwszy rzut oka- standardowa rodzinka 2+1. Na drugi rzut oka widać było, że głowa rodziny, czyli tata, ma ochotę się ewakuować, tylko nie bardzo ma chyba na taki krok odwagę. Mamuśka- postawna, z cycem i tyłkiem sporawym, taka domina z postawy- latała z jednym z najnowszych modeli lustrzanek w ręku za swoją latoroślą. Na moje oko, dzieciak- rodzaju męskiego, aczkolwiek bytowanie z taką matką skutecznie go wykastruje do osiemnastki- w wieku 15 miesięcy, półtora roku maksymalnie. Trzeba przyznać, że mamuśka paparazzo była wygimnastykowana- wiła się pomiędzy szczebelkami drabinek, by trafić jak najlepsze ujęcie. Tańczyła wokół młodego, gotowa była wejść do tunelu, ale jej figura stanowiła przeszkodę. "Synku, uśmiechnij się"- młody się ślini. "Piotrusiu, puść oczko"- Piotruś bach! na glebę. "Piciu, chodź do mamusi"- Piotruś spieprza w stronę tatusia. 

Lukam na ojca. Poziom zażenowania 100, czerwony, widać, że wstydzi się takiej baby. Albo bał się coś powiedzieć albo miał stan przedzawałowy, bo otwierał usta, zamykał, łykał powietrze, aż zaczęłam się obawiać, że będzie mu trzeba RKO zrobić na szybko. Mamuśka cyka dalej. Piotruś się ślini i ucieka przed nią. A głowa rodziny chce się schować pod ziemię. Taka sytuacja.
źródło:m.mjakmama24.pl


Na instagramie często obserwuję zdjęcia, za które mam ochotę chwycić mamuśki i tatuśków je wrzucających za kudły i walnąć łepetyną o ścianę, by trybiki zatrybiły. Ostatnio widziałam malucha ok. 6-9 miesięcznego, w...zlewie kuchennym, zanurzonego po uszy w pianie, a obok pięknie i z artyzmem ułożona kompozycja z kwiatów. Co za geniusz zanurza dziecku uszy w wodzie to raz, ale kurczaki- w zlewie kuchennym?! Serio... Albo zdjęcia z porodówki. Sorry, ale nie. Po prostu nie. To jest tak mega intymny moment, że nikt nie powinien poza rodzącą i jej partnerem tego oglądać. Ja- i miliony innych osób- jesteśmy co chwila bombardowani zdjęciami maluszków z pępowiną, zakrwawionych- super reklama w ramach 500 + - a ostatnio jakiś inteligent wrzucił zdjęcie dziecka z pępowiną i łożyskiem. Ja rozumiem, że są amatorzy porodu lotosowego, ale ani to zdrowe, ani mądre, a już na pewno niefajne, by wrzucać takie zdjęcie. Jako maluch ze zdjęcia, w dorosłym życiu zaskarżyłabym takich rodziców za straty moralne, spowodowane byciem podglądanym przez miliony followersów i żyłabym jak królowa z odszkodowania. Serio, rozumiem miłość do dziecka, ale cholera jasna- nie każdy chce oglądać takie obrazki. A po drugie daj dziecku odpocząć od aparatu, bo nabawi się fobii i będzie myśleć, że jest ofiarą stalkingu. 

Póki co, idę cyknąć fotę Prezesowej. A, i zbieram już kasę, gdyby kiedyś mnie pozwała za te fotki na insta i fejsie ;)


wtorek, 5 lipca 2016

To nie jest kraj dla pracujących matek (dla niepracujących też nie)

Dawno mnie tu nie było...
Co się działo w tym czasie? Zacznijmy od tego, że zmieniłam pracę. Zabrałam dziecko ze żłobka- nie wgłębiajmy się w szczegóły, pliz. No i pojawił się problem- w naszym "wspaniałym" mieście, gdzie przyszło nam mieszkać, w środku roku tzw. szkolnego nie znajdziesz miejsca dla dziecka w żłobku. To co zrobiliśmy z Niunią? Nie, nie zostawiliśmy w oknie życia. Nie, nie oddaliśmy niani, bo nie ufam obcym po naszych przygodach. Nie, nie zrezygnowałam z pracy, bo nas na to najzwyczajniej w świecie nie stać- na pohybel wszystkim, co twierdzą, że żony wojskowych w luksusy opływają buahahaha...

Zosia w tygodniu była u dziadków w W., a na weekendy zabieraliśmy ją do siebie. Co daje 450 km co weekend wte i wewte, co daje...ok. 7875 km przejechanych od momentu, gdy wszystko się zmieniło.

Dostęp do opieki nad dziećmi w naszym kraju, gdy kobieta chce i może pracować jest do dupy. Dostęp do opieki nad dziećmi, gdy kobieta nie pracuje, ale chce wrócić do pracy, znaleźć jakąś, a na to też przecież potrzeba czasu- jest do dupy.

Mało tego, ceny za żłobki są chore. W S., gdzie mieszkamy, cena za żłobek prywatny to ok. 650-730 zł za miesiąc. Biorąc pod uwagę, iż większość społeczeństwa zarabia 2200 zł brutto, jest to ogromny wydatek dla rodziny. A jak ktoś został obdarzony bliźniakami? Albo ma starsze dziecko w przedszkolu? Koszt miejskich żłobków- o ile takowe są w mieście, tu akurat są- to ok. 430-450 zł. Trochę mniej, ale i tak drogo. Nie dziwię się, ze jest problem, by kobiety po urodzeniu dziecka wróciły do praca. Bo nawet jak tę pracę mają, to sytuacja wcale nie jest łatwa. Dlaczego? Z 3 powodów:

1. Zdrowie malucha. Do 3. roku życia rozwija się układ odpornościowy dziecka. Kto posłał swoją pociechę wcześniej, wie, że częściej jej w tym żłobku nie było, niż była. A kto ma siedzieć z dzieckiem w domu? Jak masz dziadków/ ciotki/ koleżanki, które to zrobią- fajnie, gratuluję. Ale wiele kobiet nie ma nikogo w tej samej miejscowości. I co wtedy? L4? A jak prowadzisz działalność i jesteś uzależniony od kontrahentów? Myślisz, ze to takie łatwe, powiem- sorry, wracam za tydzień, może dwa? Niestety, tak to nie działa. Świat  ( a już zwłaszcza ten biznesowy) nie jest wyrozumiały. Mąż weźmie L4, bo ma stabilniejszą pracę? Fajnie, ale ile razy? 1, 2 ? a co potem? Nam chyba pozostanie wożenie dziecka znów do dziadków...


2.  Finanse. Jak pisałam wcześniej, opieka nad dziećmi jest bardzo droga. A nie pisałam przecież, ile biorą nianie. Tu ceny są rozmaite. Wiem, że średnio to 1000- 1200 zł za miesiąc w mieście jak S. A gdzie pozostałe wydatki? Brać nadgodziny? Oszczędzać? Omijać sklepy? Nie wydawać? A jak auto się zepsuje? A, że nie mieć auta? A jak musisz do pracy dojeżdżać? A, że z internetu zrezygnować? A jak używasz go do pracy? A, ze przestać chodzić do fryzjera, na paznokcie, na zajęcia dodatkowe? Nie wychodzić na pizzę, na piwo? A może by tak... zostać ascetą? Współczesnym pustelnikiem? Może wtedy jakieś bonusy po śmierci się zgarnie?

3. Obowiązki matki-Polki-wariatki. Sorry, ale nikt mi nie wmówi, że obowiązki w domu rozkładają się równo- buahaha. W prawie 100 % polskich domów, gdzie jest ON i ONA, to ta druga osoba ma więcej na barkach. Facet przyjdzie, jak mu się zachce, to zrobi obiad- zwłaszcza jak coś zmajstrował, jak nie, to zadowoli się czipsami. Dziecku da kabanosa i bułę z masłem i jest luz. ONA- a czemu nie powiedziałaś, ze śmieci tyle- to ON- znów muszę wychodzić- jęk. A ONA- rano wstaje wcześniej, by czesząc włosy, myjąc zęby i malując oko, założyć bez podarcia rajstopy, zrobić mleko dziecku, uszykować mu ubranie, zrobić sobie coś do jedzenia do pracy, jemu, wraca z pracy, robi żarcie, wieczorem żarcie, ile można żreć?! Przecież wczoraj ich karmiłam...

Plus pranie, sprzątanie, a jeszcze wyglądaj ładnie, bo znajdzie inną, a jeszcze seksu powinno ci się chcieć co noc najlepiej, żeby on nie martwił się, ze mu konar nie płonie,a z ciebie jeszcze trochę to próchno się zacznie sypać. Plus telefony, rachunki, bo ON nie pamięta, bo i po co, kupowanie żarcia- znowu?!- chwalenie JEGO, chwalenie dziecka, czytanie poradników jak być perfekcyjną - chyba perfekcyjnie zestresowaną całym tym szajsem jaki promują social media... I jeszcze rząd zachwala taką heroiczną postawę Polek... Ja pierdziu, walnęłabyś kielona, ale ostatnio tak cię siekło po piwie, że było jak w reklamie - chce się, chce- tylko przez "rz"...Zapaliłabyś jointa, ale po pierwsze - to śmierdzi, a ty nie lubisz smrodu, a po drugie- to nielegalne w tym kraju. A ty już masz wizję, jak cię pakują na dożywocie do najgorszego pierdla, a twoje kochane małe bobo, dla którego nie ma miejsca w żłobkach, wychowuje teściowa...

Nagle się budzisz nad zimną herbatą i migającym ekranem komputera, bo przecież dziś trzeba mieć pasję, którą się chwali światu i piszesz jakiegoś posta, bo aspirujesz do bycia laureatką- najlepiej Pulitzera, Nobel w ostateczności- jesteś w sumie trochę staromodna i nie lubisz blichtru i sztywnych sukienek na takie rauty, co to piją w cycki, których przecież prawie nie masz. 

A tak w ogóle, matko- Polko- wariatko, to skisłaś w tym systemie. 
Alleluja.