środa, 7 marca 2018

Biblioteka Matki Wariatki- "Jak zawsze"

Dziś przedstawię Wam książkę, jaką dostałam w prezencie urodzinowym od ekipy z pracy i...był to naprawdę fajny prezent. Zygmunt Miłoszewski, "Jak zawsze". 
Czy to TEN Miłoszewski? Spytacie. Ten od Teodora Szackiego? Od "Ziarna prawdy". Tak jest. Dokładnie TEN. 

Czy jest to kryminał? Nie. Raczej powieść dotycząca odwiecznego pytania każdego chyba człowieka, dla którego życie to coś więcej niż wyprawy po zakupy i zarabianie pieniędzy. Oto nasi bohaterowie- para staruszków, żyjąca w Warszawie 2013 roku, dostaje niesamowitą szansę. W efekcie potężnego orgazmu [sic!] jaki przeżywają, przenoszą się w czasie. Znajdują się w trochę alternatywnej rzeczywistości pięćdziesiąt lat wcześniej. O tym, że jest alternatywna, dowiedzą się po jakimś czasie, kiedy to, co wydawało się znane i znajome wcale takie nie jest. Czy będą razem jako para? Czy przeżyją życie razem? Czy zmienią coś? Czy będą z kimś innym? Z dawną miłością? A może znów skazani są na "jak zawsze"- nudę codziennego życia, swoje wady, przykre wydarzenia?

Polecam serdecznie tę pozycję z kilku powodów:

- scena w sex shopie. REWELACJA. Jak 78-latka przyszła kupić bieliznę tak sexy, żeby stanął 83-latkowi.

- zastanowienie się nad własnym związkiem/ małżeństwem. Na pewno w wielu rozterkach można identyfikować się z głównymi bohaterami. Ludwik i Grażyna są przykładem na to, że nie ma "i żyli długo i szczęśliwie". Nie ma związku, w którym partnerzy puszczają bąki pełne brokatu i pachnące fiołkami. Może trochę Wam ulży, może się uśmiechniecie. W każdym razie, zobaczycie, że nie ma związku, gdzie wszystko jest idealne.


źródło: empik.com


- bo to dobra powieść, którą szybko i przyjemnie się czyta. Na plus - akcenty historyczne, tym bardziej, ze historia jest tu przedstawiona w sposób alternatywny . Takie "co by było, gdyby"... Również gdybanie w kontekście pary głównych bohaterów. Warto gdybać, czy niekoniecznie? Odpowiedź znajdziecie w środku. 


- jest to opowieść na tyle uniwersalna, że spodoba się większości osób. To taka podpowiedź gdybyście nie wiedzieli, co kupić w prezencie. A jak mawiają mądrzy ludzie- książka to zawsze dobry pomysł. Na wszystko .

niedziela, 4 marca 2018

Zluzuj majty, siostro!

Siemaneczko wszystkim wiernym Czytelnikom mojego bloga, również tym nowym. Zanim przejdziecie dalej, zdradzę Wam, efektem czego jest ten dzisiejszy post.

Otóż, najzwyczajniej w świecie, ja, Mama Zła Rada, jestem wkurwiona.
Dlaczego? odpowiedź na to pytanie znajdziecie w dalszej części tekstu. 



Wielkimi krokami zbliża się Międzynarodowy- [sic!] Dzień Kobiet. 8 marca już za chwilę, a z tej okazji w mam tylko jedno życzenie jakie kieruję do wszystkich kobiet na świecie. 

Wspierajcie inne kobiety. 


Tylko tego jednego życzę sobie i wam wszystkim, drogie panie. Nie zdrowia. Nie pieniędzy. Nie wszystkiego najlepszego. Życzę wam wsparcia innych kobiet we wszystkim co robicie. 

Powiem tak- uważam, że kobiety mają tendencję do zamieniania się w krwiożercze bestie, jeśli chodzi o ich interakcje z innymi kobietami. Obserwując przedstawicielki naszej płci mam wrażenie, że budzicie się z myślą, "X. zjem na śniadanie, a przed obiadem zagryzę sobie Z.". Przykłady? Bez liku. Kobiety tyrają się na wszelkiej możliwej płaszczyźnie, od fizyczności, przez szantaże psychologiczne, na pseudoprzyjaźniach kończąc. Oceniamy inne kobiety, osądzamy je, robimy swoiste rankingi popularności i fajności. Zazdrościmy cholera wie czego, i tak naprawdę uważamy inne babki za wroga. 

Tyrada fizyczna. Powszechnie wiadomo, że dzisiejsze media kreują obraz albo napompowanej botoksem suczki, która łasi się u stóp swojego pana, albo wylaszczonej, wiecznie uśmiechniętej matki- heroski, co to 4 dzieciaków ogarnie, chałupę lepiej niż Rozenek wysprząta, i jeszcze piwko otworzy zapalniczką dla chłopa. I ten obraz siedzi w głowie przeciętnej kobiety. I ona się zastanawia, czy na pewno wszystko z nią w porządku, bo od chodzenia na fitness tylko prania przepoconych ciuchów przybyło, a poza utratą resztek pewności siebie nic więcej nie ubyło. I chodzi to dziewczę na ten fitness/ cross fit/ biega z ekipą co tydzień w parku/ tudzież chodzi na to co akurat modne. Tylko czy ona to właściwie lubi? Nawet nie wie co lubi i czy w ogóle sport lubi, tylko, że jej koleżanki lubią i to jest trendy. I wrzucają na insta te focie z szatni, szatnia obskurna, niczym z PRLu albo wypasiona na maksa jak z jakiegoś katalogu sprzętu sportowego. I one tam są , wszystkie, niektóre codziennie i nawet czasem na dwie godziny zostają. A ona biedna nawet step toucha nie potrafi porządnie wykonać, żeby nogi jej się nie plątały, o podniesieniu sztangi z 3 kilogramami nie wspominając. I czuje, że z tym potem wypływa reszta jej osoby. Ale w sumie ciuchy na fitness fajne, focie zrobione, lajków na insta i fejsie przybędzie, co tam koleżanki, które rzucają w jej stronę uwagami typu" Musisz rzucić gluten/ laktozę/ samą wodę z cytryną pić, zobaczysz będziesz taka wylaszczona, że szczęki z podłogi wszystkie chłopy będą zbierać za tobą ". I ona rzuca ten gluten, laktozę, cukier, rzuca wszystko a co tam, i piję te litry wody z cytryną, choć nienawidzi cytryn, ale przecież to wszystko w słusznej sprawie. I jej ubywa, a jakże o tego rzucania, koleżanki patrzą z  uznaniem, jaka modna się stała, jak trendy. Taka fajna w końcu. Tylko czemu ona fajna się wcale nie czuje?


A te szalone instamatki, co to nie tylko robotę zawodową ogarniają, ale i dzieciaki, i domy, że katalog z ikei to biedna podróbka wspaniałego świata. Bo przecież one wiedzą najlepiej jak taki idealny świat stworzyć. Idealne ciasta, idealne porn food, aż człowiek ślinotoku dostaje jak przegląda te profile wszystkie. I patrzy taka jak ja albo Ty i zastanawia się, co by tu jeszcze zrobić , żeby ten poziom osiągnąć. Jakie one są fajne, te wszystkie kobiety, które są takie multizadaniowe, że nie potrzebują jakże modnego teraz planera! Bo one mają to w głowie, wszystko. Każde codzienne zadania do wykonania niczym idealna maszyna. Są jak Perfekcyjna Pani Domu poziom mistrzowski, którego ja ani Ty chyba nie osiągniemy. Master level w pracy, w domu, w seksie. Jakie one są perfekcyjne. Patrzysz na te kobiety na te niunie i wiesz co ja myślę o nich? To anioły śmierci. Tak, anioły śmierci mózgowej. Perfekcjonizm nigdy nie jest dobry. Perfekcjonizm doprowadza do frustracji, nie do osiągnięcia stanu nirwany i puszczania bąków pachnących fiołkami. A to co na zewnątrz? Obejrzyjcie sobie to przemówienie dla TED talks, jakie wygłasza modelka i zastanówcie się chwilkę czy to co na zewnątrz jest aby na pewno tak ważne, że stawiacie to na pierwszym miejscu. 


https://www.youtube.com/watch?v=KM4Xe6Dlp0Y&list=PLKHkb13CdsGHhioVkmpb4B9dQi9hAiEFl&index=2



Najgorsze, że poza wymienionymi przykładami, które - pewnie widziałyście to oczami wyobraźni- dotyczą kobiet od nastolatek po dorosłość, jest jeszcze wojna, jaką kobiety toczą z własnymi córkami. Tak, nie mamy litości dla dziewczynek. Wiecie, jaka jest najczęstsza postawa w wychowaniu przeciętnej polskiej dziewczynki ? Tylko nie przynieś wstydu, bo co ludzie pomyślą.
Znam tak wiele historii, gdzie fajne dziewczynki były psute przez matki, tresowane przez nie, byle być spełniać ich wyobrażenia o idealnej kobiecie. Dziewczynkom mówi się przecież: nie skacz, nie biegaj, skrzyżuj nogi, nie graj w piłkę, damie nie wypada, nie siedź tak, nie stój tak, nie jedz tak, nie tańcz, nie podskakuj, nie umiesz śpiewać, nie , nie nie....
Żyjemy niby w XXI wieku, a mentalnie daleko daleko gdzieś w historii. Niby kobiety stanowią większość absolwentów szkół wyższych, niby coraz częściej zajmują wysokie stanowiska w firmach. A wciąż tresują swoje córki, swoje wnuczki, swoje podwładne, swoje koleżanki. Do cholery jasnej, czemu to nam i sobie robicie, głupie cipy? Inaczej nie umiem już tego nazwać. 

Czemu jesteśmy dla siebie takie wredne i to już od pierwszych dni życia? Czemu tak mało jest odważnych kobiet, które żyją skromniej, nie są "medialne", ale są zadowolone z życia, mimo iż na obiad zjadły jajecznicę a nie fit sałatkę? Czemu bierzemy przykład z tych , którym wmówiono, jak żyć? Czemu wmawiamy sobie wszystko, od rozmiaru idealnego cycka i pośladka po zawód, jaki mamy wykonywać?

Usiądź na chwilę. Ty, Ty i jeszcze Ty. Usiądźmy wszystkie. Niech obiad wykipi, niech rodzina się pozabija, koszule będą pogniecione.  Serio chcesz żyć tak, jak Ci wmówiła Twoja stara? Jak Ci każe reklama w tv/ instagram/ facebook/ kolorowe magazyny ? 

Pomyśl chwilę, jaka jesteś. Tak naprawdę. Czy tak jak ja, jesteś odważna, pyskata , czasem kapryśna i apodyktyczna? A może jesteś spokojna, uczynna, ale bywasz wredna ?

TAKA JESTEŚ. Więc ZLUZUJ MAJTY, SIOSTRO!
Zacznij żyć i daj żyć innym kobietom. Wspieraj babki, wspieraj swoje córki, wnuczki, sąsiadki, rodaczki, kobiety z całego świata. Pomóż samotnej matce, bezdomnej, chorej, starszej pani, która nie ma siły robić zakupów, a mieszka piętro wyżej. Nie bądź jędzą. Siła jest kobietą, jak głosi akcja magazynu "PANI". Bądź silna więc, a nie słaba słabościami tego gównianego świata. Tą siłą możesz uczynić go lepszym. Zapomnij o cellulicie, o odrostach, o oczekiwaniach Twojej starej i teściowej. Pomyśl o innych dobrze. Daj żyć. I zacznij marzyć. Jak małe dziewczynki, co chcą być jak księżniczki Disneya.






środa, 4 października 2017

Filmowa 5 na jesienne wieczory - polecane w październiku

Hejka,
w dzisiejszym poście znajdziecie subiektywną listę 5 filmów ( bądź animacji), którymi warto umilić sobie jesienne wieczory. Przy każdym tytule znajdziecie wiek dziecka, od jakiego można śmiało dany film oglądać.

5. "Osobliwy dom pani Peregrine" (12+ )
Cudowna adaptacja książki,którą możecie kupić choćby klikając w ten link:

 http://www.empik.com/osobliwy-dom-pani-peregrine-riggs-ransom,p1055071353,ksiazka-p

Film ten to opowieść troszkę straszna, troszkę tajemnicza i wspaniała pod kątem wizualnym. Niektóre sceny są tak niesamowite, że chciałabym je oglądać po kilka razy- scena wewnątrz wraku ! Jest to powieść o tajemniczej grupie sierot na jeszcze bardziej tajemniczej wyspie. Dzieci te są o tyle niezwykłe, że każde jest inne od pozostałych, a wyróżniają się niezwykłymi zdolnościami. Główny bohater, szesnastoletni Jakub, przyjeżdża na tę wsypę by odkryć prawdę o tym dziwnym domu, w którym kiedyś mieszkał jego dziadek... Nic więcej nie zdradzę- warto! Dodam tylko, że nakręcił go mistrz niezwykłych wizji i magii- Tim Burton :)


Zwiastun do filmu znajdziecie pod tym linkiem:

https://www.youtube.com/watch?v=6fwcqXudD_o

4. "Zakręcony piątek" (10+)


Jeden z moich ulubionych filmów o dorastaniu i różnicach między matkami a córkami. Świtetne role Jamie Lee Curtis i Lindsay Lohan oraz całkiem niezły występ Marka Harmona jako narzeczonego matki Anny. Plus świetna rockowa ścieżka dźwiękowa. A jak dodam, że to historia, gdzie matka i córka zamieniają się ciałami by każda z nich mogła zobaczyć jakie naprawdę jest życie tej drugiej? Jak mogą odkryć to, czego nie znały i nie rozumiały do tej pory? Rodzice nastolatków- strzeżcie się! Ten film was wciągnie i może odkryjecie trochę nastolatka w sobie :)

Zwiastun do filmu znajdziecie pod tym linkiem:
https://www.youtube.com/watch?v=nZ8KJ4MzzOw

3."Sekretne życie zwierzaków domowych" (3+)

Jesteście pewni, że znacie swoje zwierzęta domowe? Że są słodziusie i milusie? Takie grzeczne? Zawsze słuchają pańcia? Po tej animacji przekonacie się, że zwierzaki prowadzą naprawdę bujne życie towarzyskie , lubią słuchać metalu, a i tańczyć całkiem nieźle potrafią. Nasza trzyletnia Zofia była tak wciągnięta w ten film, że uciszała nas jak tylko się słowem odzywaliśmy. 

Zwiastun do filmu znajdziecie pod tym linkiem:
https://www.youtube.com/watch?v=GTXc-t3YdRY


2. "Shrek forever" (3+)


Jedna z tych animacji, do których mam ogromną słabość. Wspaniała opowieść o tym, co w życiu ważne, opowiedziana z odpowiednią dozą humoru. Shrek został ojcem trojaczków, życie rodzinne w pełni i gdzieś dopadła go proza życia. Zapomniał o sobie, o tym, kim jest i chyba już przestał czuć się nie tylko mężczyzną, ale i ogrem. Za sprawą Rumplestiltskina może odzyskać ogrze życie. Tylko...czy jest to warte utraty tego ile już zdobył? Polecam przede wszystkim rodzicom, by nie zapomnieli, co jest w życiu ważne. Naprawdę cenna lekcja.

Zwiastun do filmu znajdziecie pod tym linkiem:
https://www.youtube.com/watch?v=S870GtyYVwE

1. Mój absolutnie ulubiony rodzinny hit "Kupiliśmy zoo" (3+)


Wspaniały! Cudowny! Rozgrzewający serca! Niesamowita opowieść tym bardziej, że oparta na prawdziwych wydarzeniach opowieść o młodym wdowcu z dwójką dzieci, który stara się jakoś opanować chaos, jakie powstał po śmierci ukochanej żony. Czy jest to w ogóle możliwe? Oczywiście, tylko na wszystko potrzeba czasu i odpowiedniej metody okiełznania rzeczywistości. Pewnego dnia, oglądając domy na sprzedaż- bo tak właśnie postanowił sobie poradzić ze wszystkim- kupując nowy dom- trafia na stare zoo. Takie prawdziwe, ze zwierzakami równie egzotycznymi jak  wszystko co za chwilę wydarzy się w jego życiu. Co dzieci na jego pomysł? A pracownicy zoo? Jak zareagują na nowe wydarzenia zwierzęta? Co się stanie ze wszystkimi bohaterami ? Obejrzyjcie koniecznie, najlepiej gdy jest szaro, ponuro i leje i wydaje się, ze wszystko jest do dupy. Nie jest! Dla tych widoków, dla tej magii i uśmiechu małej Rosie. To opowieść, gdzie każdy znajdzie cząstkę siebie. Czy dodawałam już, ze to mój absolutny numer jeden?

Zwiastun do filmu znajdziecie pod tym linkiem:
https://www.youtube.com/watch?v=g-90yj9x29Q

poniedziałek, 4 września 2017

Magia olewania magii sprzątania

Jakiś czas temu jednym z bestsellerów był nie romans, nie biografia, nie kryminał, a ...poradnik o tym jak sprzątać. Serio, różne są sposoby, by zarobić dobry hajs, a pomysł 32- letniej Japonki, Marie Kondo, okazał się wyjątkowo skuteczny. Ta młoda kobieta stosuje w swoim poradniku, którą nazywa- jakże skromnie- od połączenia swojego imienia i nazwiska, a zatem....Konmari. To, że Azjatka wydała książkę o "efektywnym" i "harmonijnym" sprzątaniu (wtf?!), to jedno. Dwa, poszła za ciosem i zaczęła prowadzić kursy ze sprzątania wg swojej metody. Na czymże oparła swój sukces? 
Konmari to nic innego, jak świadome i w zgodzie ze sobą pozbywanie się zbędnych rzeczy. Japonka radzi, by je posegregować i te nieprzydatne po prostu wyrzucić, oczywiście- po odpowiednim "pożegnaniu". Powiem szczerze, że razi mnie to jej zachęcanie do wyrzucania dobrych jeszcze przedmiotów, czy też elementów garderoby .  Kondo zyskałaby w moich (i nie tylko moich ) oczach, gdyby zachęcała do przekazania tych rzeczy do domów dziecka czy opieki nad starszymi osobami, do szpitali, hospicjów czy po prostu na zbiórki dla osób potrzebujących. Ale po co się dzielić, skoro można wyrzucić i pozbyć się bałaganu i nieporządku, chaosu, który hasa po naszym życiu i powoduje destabilizację?



Szczerze, kupiłam tę książkę z czystej ciekawości. Mogłam kupić jakiś poradnik Rozenkowej rodzyny, powiecie. Sorry, ale ktoś kto przerabia swój dowód osobisty, usta i biust, by wyglądać młodziej i jeszcze indoktrynuje innych, że ma 10 lat mniej niż ma...nie. No, po prostu, (nie)Perfekcyjna Pani Ściemy - jestem na nie. 

Co sądzę na temat tej książki? Zachwycą się nią osoby, których rodzice oszczędzali w sprzątaniu za gówniarza, takie dwie lewe ręce. Filozofia książki do mnie nie przemawia. Owszem, jestem na tak, jeśli chodzi o minimalizm w domu i szafie, ale poza tym, że chcę
 a) czuć się dobrze w swoim mieszkaniu i ubraniach,
 b) korzystać z rzeczy, na które zarobiliśmy z mężem kasę, 

to uważam, że te medytacje nad skarpetkami z dziurą w miejscu dużego palca od lewej stopy są już lekko przesadzone. Wolę takie artykuły na temat gospodarowania szafa czy przestrzenią, które zachęcają do PRZEMYŚLANYCH zakupów. Nie pod wpływem chwili- ooo jaka słodka bluzka w różowe kupy-muszę ją mieć - fuj rozumiecie ten trend z kupą? Nawet zabawki produkują. Widzieliśmy na Krupówkach i przy molo w Międzyzdrojach. Zanim wydacie kasę, na którą przecież zasuwacie- zastanówcie się , czy naprawdę tego potrzebujecie? Jeśli odpowiedź po trzykroć brzmi YES, YES, YES, cytując pewnego byłego Prezesa Rady Ministrów- to wydajcie ten hajs i cieszcie się zakupem.


A poradniki o magii sprzątania olejcie. Szkoda czasu i pieniędzy.

A propos magii olewania- o tym będzie kolejny post. O ... poradniku, a jakże :D 


P.S. Pisząc ten post, notorycznie zamiast "poradnik", pisałam "podręcznik". Efekt rozpoczęcia roku szkolnego ? :)

wtorek, 31 stycznia 2017

Dobra zmiana? Edukacja a nowe przepisy- żłobki i (nie)chciane trzylatki

Przyjrzyjmy się dzisiaj nowym przepisom dotyczącym edukacji polskich dzieci, jakie wejdą w życie w tym roku (bądź już weszły, poparte ustawami).

Zacznijmy od problematycznych trzylatków:
Zgodnie z nową wersją ustawy, dzieci będą rozpoczynały naukę w wieku 7 lat, po obowiązkowym wychowaniu przedszkolnym odbytym w wieku 6 lat. Prawo do edukacji przedszkolnej natomiast należy się obecnie wszystkim dzieciom od 4 roku życia. Jest to możliwe dzięki ustawie, która weszła w życie 1 września 2015 roku. Niestety, podobne regulacje dotyczące trzylatków wejdą w życie dopiero 1 września 2017 roku, co oznacza, że do tej pory przedszkola mają prawo nie przyjąć trzylatka, jeśli nie znajdzie się dla niego miejsce w placówce.

Do tej pory dążono do tego, by - tak jak zakładały przepisy - od 2017 roku były miejsca w przedszkolach dla wszystkich chętnych dzieci, w tym 3-latków. W sytuacji konieczności objęcia edukacją przedszkolną dzieci 6-letnich jest oczywiste, że dla którejś grupy wiekowej miejsc w przedszkolach po prostu zabraknie . 

W sprawie tej interweniował między innym Rzecznik Praw Dziecka. Poniżej załączam link do jego wystąpienia:

http://brpd.gov.pl/sites/default/files/wyst_2016_01_22_men.pdf

Sama jestem ciekawa, jak to będzie wyglądać w praktyce, gdyż moje dziecko w tym roku kończy 3 lata i do przedszkola ją zapiszemy, gdyż nie mamy możliwości zapewnienia jej opieki z naszej strony- oboje pracujemy- a poza tym w miejscu naszego zamieszkania nie mamy nikogo, kto mógłby zaopiekować się naszą córką podczas gdy my jesteśmy w pracy. Niedługo rusza rekrutacja więc będę na bieżąco informować o jej przebiegu. Mam nadzieję, że moje dziecko po raz kolejny nie okaże się być dzieckiem gorszego sortu i będzie mogło do przedszkola uczęszczać. 

A co jeszcze nowego w kwestii najmłodszych dzieci? 
Rusza program Maluch plus 2017,  wspierający rozwój instytucji opieki nad dziećmi w wieku do lat 3 – żłobków, klubów dziecięcych i dziennych opiekunów. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej argumentuje, że konieczne jest podejmowanie kolejnych działań prowadzących do zwiększenia liczby instytucji i miejsc opieki. Nowością w tegorocznej edycji konkursu jest możliwość ubiegania się o dotację podmiotów niegminnych na tworzenie miejsc opieki.
Na co można otrzymać dotację?

1) W ramach modułu 1 na utworzenie w 2017 r. nowych miejsc opieki i zapewnienie ich funkcjonowania.

2) Pieniądze w ramach modułu 2 można otrzymać na utrzymanie miejsc opieki utworzonych przez gminy z udziałem programu „Maluch”, jak i utrzymanie miejsc opieki utworzonych przez podmioty niegminne, pod warunkiem pomniejszenia opłaty ponoszonej przez rodziców o kwotę przyznanej dotacji.

3) Dla modułu 3 – utworzenie w 2017 r. nowych miejsc opieki dla dzieci studentów, doktorantów oraz osób zatrudnionych przez uczelnię lub wykonujących zadania na rzecz uczelni i zapewnienie ich funkcjonowania, pod warunkiem pomniejszenia opłaty ponoszonej przez rodziców o kwotę przyznanej dotacji.

4) Nowość, czyli moduł 4, pozwala pozyskać środki na utworzenie w 2017 r. nowych miejsc opieki i zapewnienie ich funkcjonowania, pod warunkiem pomniejszenia opłaty ponoszonej przez rodziców o kwotę przyznanej dotacji.

Oferty trzeba było złożyć w grudniu 2016. Szczegóły tego programu znajdziecie w przepisach wymienionych poniżej:

Minister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej informuje, że działając na podstawie art. 62 ustawy z dnia 4 lutego 2011 r. o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3 (Dz. U. z 2016 poz. 157), ogłasza w ramach Resortowego programu rozwoju instytucji opieki nad dziećmi w wieku do lat 3 "MALUCH  plus", konkurs „MALUCH plus” 2017

http://www.mpips.gov.pl/wsparcie-dla-rodzin-z-dziecmi/opieka-nad-dzieckiem-w-wieku-do-lat-trzech/resortowy-pogram-maluch-plus/rok-2017/ogloszenie-o-konkursie/

Już wkrótce kolejne nowiny prawne dotyczące edukacji w naszym kraju. Oby nie były bublami prawnymi.

MZR

poniedziałek, 26 grudnia 2016

PMS, czyli Post Matki Subiektywnej

Witam wszystkich.


Ostatni dzień świąt, żyjecie? Czy umieracie z przejedzenia? My żyjemy, nie umieramy, bo się nie przejedliśmy. Odpoczęliśmy, pospaliśmy, a jutro wracamy do pracy naszej codziennej. Dzisiaj, między jednym deszczem, a drugim, udało mi się zrobić marszobieg 5 kilometrowy z moim dzieckiem, śpiącym w wózku. Od razu się lepiej myśli :)

Mamy jeszcze trochę czasu do sylwestra i wszystkich tych noworocznych bzdur, typu obiecanki- cacanki ( a i tak nic z tego nie wyjdzie, bo Polacy tak mają, że wiele obiecują, a potem gówno robią). I naszło mnie, że nikt nie pisze o Ciemnej Stronie Mocy świąt. Wszyscy tylko, ze jest fajnie, że magia, że światełka, pierniki, bitwy o karpie ( biedne ryby) i gonitwa za prezentami. A ja tymczasem, napiszę Wam, jak ta magia świąt wygląda z perspektywy Matki- Polki wkurwionej.


"Oho, już się drą. Jezu, ledwo człowiek myśli odzyska po nocy, ledwo ok otworzy. "Mamooooo!". I czego drzesz japę? Od darcia szybciej podejdę? "Gdzie schowałaś majtki/skarpetki/ moje spodnie*" (niepotrzebne skreślić). U sąsiadki. Tak, u sąsiadki w dupie. "Mamooo, siku!" No to zdejmij majtki i sikaj, dziecko, przecież potrafisz. "Kochanieeee!". Oho, a ten co z tym kochaniem. Przypomniało mu się, że nie jestem tylko chodzącą kucharko-sprzątaczko-kierowcą? Że poza cyckiem do macania co środę i piątek wieczorem i cipką, gdzie czasem się zagłębia, jestem istotą romantyczną? "Zrobiłaś mi może kanapki?". Aha, a więc jednak o kucharkę chodzi. Tak, zrobiłam. I naplułam do środka, żebyś na jad żmii się uodparniał. Kochanie. Zawsze mówisz, że ci tak smakują te moje kanapki. No, to to jest magiczny środek. "Mamoooo! Ja nie chcę tych butów, chcę różowe". To se kup drugą parę. Jak ufajdolisz pierwszą, będziesz mieć drugą. 

Uff, poszli. Spokój. Wzięłam zaległy urlop. I tak kadrowa kazała. Przecież nikt za niewykorzystany nie zapłaci. Jaka cisza. Dobra, czas się wziąć do roboty. Po trzech godzinach mycia okien (po co mi był dom, mogłam mieć mieszkanie i nie musieć myć tyle szkła!), godzinie odkurzania i kolejnej mycia podłóg, kieruję swe kroki do kuchni. 
Żarcie. Przygotować, ugotować, schować. Włączę radio. Co, znowu to badziewie. A kogo obchodzi, co ty chcesz na święta, Mariah? Po trzech latach każdy staje się gruby i wredny. I już mu tak nie staje jak kiedyś. Haha. Oho, kolejny. Mery krystmas ewryłan. Shakin, nie wiem, co ćpasz, ale masz dobry towar. Daj trochę. Ja na pewno nie życzę mery krystmas ewryłan. Nie tej flądrze, co przychodzi do pracy wystrojona jakby co dzień miała randkę z innym, a swojej roboty nie robi, tylko zwala na kolegów. Nie temu nadętemu bufonowi księgowemu, który, jak ktoś nie nosi markowych butów i koszul, to z nim w socjalnym nie rozmawia. A już na pewno nie tej krowie, mojej szwagierce, która zawsze wie wszystko lepiej.
Jak wychować dziecko. "Och, my nie mamy takich problemów z Pawełkiem. Zawsze się słucha mamusi, plimpasek". Jasne, dlatego będzie sam do końca życia, bo żadna dziewczyna nie będzie chiała takiego maminsynka- plimpaska. 
Jak upiec sernik. "Och, powinnaś dodać więcej tego i owego. Mnie nigdy sernik nie opada".  Mnie by opadło wszystko, gdybym była facetem i musiała z tobą mieszkać. Chociaż, znając ją, pewnie jak robić loda też wie lepiej. 

Oho, barszcz za słony. Kurde, co robić? Co robić? O cholera, grzybowa kipi. I jeszcze będzie narzekanie teściowej. Dlaczego nie ma karpia. Dlaczego? Bo nie będę mordować bezbronnego zwierzaka, by tradycji stało się zadość! Przywykłam, że co roku matka mojego męża ubolewa, że wziął sobie taka "lewicową feministkę, co to nie chce walnąć bydlaka w łeb i po krzyku. Jakaś wielkomiastowa. Karpia żeby na wigilię nie było? Zgroza. Nie martw się synku, i tak do nieba nie pójdzie za te poglądy polityczne i sposób ubierania. Żeby takie krótkie spódnice nosić?" . Przywykłam. 

Jeju. Jako, że część żarcia i tak się przypaliła, a część wykipiała, postanawiam zrobić kawę. Otwieram ulubiony miesięcznik. "Po co czytasz ten szmatławiec? Tylko miesza ci w głowie tymi durnymi tekstami o psychologii." słyszę moją matkę. Bo lubię do cholery, lubię ten magazyn. Patrzę na dział o podróżach. Piękne zdjęcia...Szwajcaria zimą. Chciałabym tam być teraz. Sama, bez nich wszystkich, Wiedzących lepiej. Krzyczących, co mam robić. Pamiętających o mnie tylko jak mają do mnie biznes. Chciałabym być sobą taką chwilę i poczuć, że święta mają sens. A nie, znów otrzymać wstrętny sweter. Srebrną biżuterię od niego. Jak ja nienawidzę srebra...Patrzeć na przekarmione czekoladą dziecko. I słyszeć te pierdy i bekania reszty zacnej rodzinki. Jak ja was, kurwa, nienawidzę. Jak nienawidzę tych pieprzonych, naszpikowanych komercją i przepitych koka kolą i wódą trzech dni.Tych żałosnych wesołych. Tego sztucznego nawzajem. Nie-na-kurwa-widzę."


Uff. Jakie ja mam szczęście, że to nie moje życie. Mam nadzieję, że również nie Wasze. I że jednak ten czas był choć troszkę fajny. 
Pozdro, 

MZR

niedziela, 18 grudnia 2016

Zgniłe ogryzki, czyli niedaleko pada jabłko od jabłoni

Siema wszystkim, 

dzisiaj- zgodnie z obietnicą o tym, jak pedagog widzi psucie dzieci przez dorosłych. I jak widzę zdziwienie tychże rodziców, że ich dzieci są zepsute. Pozwolę sobie utworzyć go w formie listu do niestniejącego w realu, a jedynie w mojej głowie, Ministra Edukacji Rodziców. Ministrem jest kobieta jako, że zawód pedagoga jest sfeminizowany (o zgrozo, momentami. Tak, czasem jestem mizoginką). 

Szanowna Pani!

Ja, niżej podpisana Mama Zła Rada piszę do Pani w sprawie wielkiej rangi. Mianowicie, w dziesięcioletnim okresie mojej pracy jako pedagog i filolog zauważyłam zjawisko, które rzutuje na całe nasze społeczeństwo. Pozwoli Pani, że - jako zaniepokojona obywatelka- zajmę stanowisko w tejże kwestii, opierając się na mojej wiedzy teoretycznej i praktycznej. 

Wspomniane przeze mnie zjawisko to psucie dzieci i młodzieży przez ich rodziców. Wielokrotnie w trakcie prowadzonych przeze mnie lekcji, zajęć i warsztatów zauważyłam, jak bardzo roszczeniowa, a przy tym mało zaangażowana we własną edukację jest część naszego społeczeństwa, zwana przez niektórych "przyszłością narodu". Otóż dzieci i młodzież rości sobie prawa do wymagań wobec nauczycieli. Wymagania te dotyczą nie tylko treści przekazywanych w trakcie zajęć, ale i np. nauczycielskiego ...ubioru. Jedna z moich znajomych, w trakcie pracy w liceum o ponad 350-letniej tradycji, usłyszała od tegoż "kwiatu młodzieży", że- uwaga nastąpi cytat: "Ja takiej wieśniary co pierdoli 45 minut i przeszkadza mi sprawdzać fejsbuka, słuchać nie będę". Koniec cytatu. Wraz z pozostałymi pedagogami i nauczycielami z mojego otoczenia przysiedliśmy raz przy trunkach wszelakich ( jak Szanowna Pani wie, nauczyciele też ludzie, wypić potrafią, lubią, a czasem po prostu muszą). Doszliśmy do wniosków, że zgodnie ze starym porzekadłem- przykład idzie z góry. Ale przecież nie od nas. My, zobowiązani istniejącymi przepisami prawa, ograniczeni w ilości środków przymusu stosowanych wobec dzieci i młodzieży, szykanowani za system nagród i kar, a za oceny opisowe, uwzględniające zachowanie, wyzywani notorycznie od czepialskich, czujemy się bezsilni wobec tego zjawiska. A zjawisko owoż ma swoje źródło tylko i li w domach naszej przyszłości narodu. 

Od kogo, jeśli nie od rodziców, babć, dziadków, ciotek, wujków i opiekunów prawnych, kwiat narodu wynosi te wszystkie "cudowne" epitety? Gdzie je słyszy? Gdzie poznaje system braku kontroli, braku dyscypliny i motywacji? W domu właśnie. Pozwolę sobie w tym miejscu zwrócić uwagę na pejoratywne konotacje w dzisiejszych czasach, jakie wiążemy z wyżej wymienionymi terminami. 

Kontrola? Kojarzy się z dyktaturą i rządami autorytarnymi. A przecież rodzic ma prawo wiedzieć, jak się uczy jego dziecko, jakich ma kolegów i koleżanki oraz dokąd się udaje, zwłaszcza po zmroku i jeśli nie ukończył lat 18, dających młodej jednostce prawo do samodzielnego decydowania o swych poczynaniach. 

Dyscyplina? Czasy kindersztuby minęły- zagrzmią zaraz blogerzy parentingowi, zakochani w sobie i swoich dzieciach, roszczący sobie prawo do wydawania opinii na temat rodzicielstwa. A dyscyplina to przecież umiejętność podziału rzeczy na istotne i mniej ważne. To świadomość, jak należy postępować w określonych sytuacjach społecznych. To narzędzie, by spełniać marzenia. Bez dyscypliny, zwłaszcza samodyscypliny, żaden ze znamienitych umysłów, twórców i sportowców nie zostałby legendą w swej dziedzinie. A dzisiaj nauka dyscypliny leży i kwiczy, kopana w same jądra szpilkami nadopiekuńczych mamusiek i timberlandami modnych tatuśków.

Motywacja? Przecież moje dziecko jest tak cudowne, że dostanie w życiu wszystko, czego chce. Przecież wystarczy chcieć. Otóż, drodzy rodzice, gówno prawda, jak mawiał ks. Tischner. Nie wystarczy. Dobrymi chęciami daleko nie zajedziesz. Dobrymi chęciami szkoły nie skończysz. Dobrymi chęciami daleko nie zajdziesz. Do tego potrzebna jest dyscyplina, motywacja i jeszcze jedna ważna umiejętność w życiu, której oduczacie swoje dzieci. 

Konsekwencja. Ale jak wasze dzieciaki mają być konsekwentne, skoro sami tego nie potraficie. Dajecie im mylne sygnały już od najmłodszych lat. Zjedz obiad to dostaniesz cukierka. A jak maluch zacznie drzeć się i beczeć, ulegacie, byle cisza byłą i wciskacie mu nie jednego a trzy cukierki. Byle się zatkał i spokój mieć. Mówicie nie ciągnij psa za ogon, a potem przymykacie na to oko, bo przecież tak ładnie się bawi ze zwierzakiem. A jak psu puszczą nerwy i warknie, to karzecie jego, nie dzieciaka. Halo, chyba jest coś z wami nie tak. Pies nic złego nie zrobił, tylko - już słyszę gromy za to określenie - bachor. Tak, bachor, bo jeżeli nie szanuje zwierząt i ich prawa do spokoju, jest zwyczajnym wrednym bachorem. Jeżeli chce konsekwencji to jak mówicie, że nie wolno psa ciągnąć za ogon, to egzekwujcie to od dziecka, a nie od psa. On się za ogon nie ciągnął. A propos konsekwencji. Wkurwia mnie na maksa- Szanowna Pani Minister wybaczy wulgaryzm, ale innego określenia w rodzimym języku na stan mój nie znajduję- kiedy najpierw karzecie dziecku coś nie robić, potem ustępujecie, a jak wasz spokój i cisza zostaną zaburzone, to drzecie ryje i dajecie klapsa gówniarzowi w dupsko. No, działanie megapedagogiczne. Gratulacje. Sami powinniście dostać wpierdol, jeśli tak się zachowujecie. Jak mawiają w pewnych kręgach- dyplomacją barbarzyńcy nie oswoisz. Nie wiecie, jak się zachować wobec dziecka? Ok, nie każdy wie. Ale po to jesteśmy my, pedagodzy, nauczyciele i większość z nas naprawdę może wam pomóc, podpowiedzieć co i jak.

Szanowna Pani Minister, wybaczy Pani, że w liście mym zwracałam się bezpośrednio do rodziców. Uznałam jednak, że Pani zgodzi się z moimi uwagami i zamieście tenże list na ministerialnym portalu. Proszę go potraktować jako głos oburzonej i sfochowanej na rodziców pedagog, filolog i matki. Sama jestem matką dwulatki i wiem, że bywa ciężko. Uczę dzieci i młodzież w różnym wieku- od lat 5 do 20. Grupą najliczniejszą są dla mnie owiani złą sławą gimnazjaliści. Ja uważam, że to bardzo inteligentne i mądre dzieci, tylko trochę zagubione między dzieciństwem a dorosłością. Nigdy się nie spoufalam z moimi uczniami, wręcz przeciwnie- jestem bardzo wymagająca, ale szanuję ich jako ludzi i tego szacunku wymagam wobec siebie. Oni to widzą. Widzą konsekwencję w moim postępowaniu. Na zajęciach są zdyscyplinowani i zmotywowani. Nie raz słyszę, że chcieliby, by ich rodzice tacy byli. Stosowanie wyżej wymienionych wartości na co dzień daje dzieciom i młodzieży coś, o co rodzice walczą, ale nie tym orężem co trzeba. Dają poczucie bezpieczeństwa i spokój. 

Załączam wyrazy szacunku i wiarę, że mój głos być może zmieni coś w życiu niektórych rodzin. 

Z poważaniem, 
Mama Zła Rada